Wszystko wymyślone dzień wczesniej, jak zwykle spontanicznie, niby pospiesznie ale z dreszczykiem emocji, zapałem i uśmiechem. Nawet bylem nieco zdziwiony gdyż bez problemu żona przystala na pomysł wieczornego wyjazdu i przejazdu nocą w nieznaną kraine.
Zaczęło sie wiec w południe kiedy juz bylo wszystko załatwione w pracy. Małe zakupy - ktore zawsze przeradzaja sie w duże bo wszystko sie przyda. Najwazniejsze jednak bylo znalezienie ładowarki samochodowej do laptopa aby mały mógł drogą poogladac jakies bajki. I tak: zakupy zrobilem w lidlu w 20 minut, ładowarki szukalem 3 h - no ale znalazłem - juz chcialem odpuscic lecz pomyslalem - synek tobie sie zachciało Rumuni i ją masz, a mały sie ma meczyc i nic z tego nie miec! hallo! No i stało sie to najwazniejszą rzeczą do kupienia!
A wieczorem juz standard - pakowanko na szybko, kawa na droge, posciel dla Kamila i w droge. Az dziw bierze ze tak to szybko i fajnie wyszło. Wyjechalismy o 20 z Mysłowic z małym 30 minutowym postojem w Milówce, granice Rumuni przekroczylismy po 3.00. Dla mnie szok ze tak gładko i szybko to poszlo! Czyli w 7h - mozna delektowac sie cygansko-slowianskimi klimatami.
O 3. 50 - postanowilem stanąc w hotelu i sie przespać - 100 lei - 3 osoby ze sniadaniem- wiec przyzwoicie, wiec postój w Oradei 4 - 11 rano. Ah, no i nie omieszkłem kupic Ursusa i wypic go przed spaniem! - jest OK! polecam!